sobota, 9 października 2010

Foto Day 3.0

FotoDay3.0 ; #0.1

Dzisiaj, na terenach rzeszowskiego PKP odbyła się trzecia edycja Foto Day. Była piękna pogoda, fajne światło, ludzi kupa i kilka fajnych miejsc do sfotografowania. To tak w telegraficznym skrócie.

Ponieważ ta edycja imprezy miała oznaczenie "3.0", wymyśliłem sobie, że zdjęcia które tam popełniłem pokażę w trzech "porcjach" (czyli w trzech kolejnych postach) po trzy fotki. Ot taki kaprys. No i okazja do poćwiczenia trudnej sztuki odsiewu zdjęć.

Od razu lojalnie ostrzegam: mimo, że był to (w swoim zamierzeniu) plener kolejowy to sporo moich zdjęć jest - delikatnie mówiąc - okołokolejowych. A to koło ma całkiem spooory promień. Ostatnio kręcą mnie głębokie cienie, gra kolorów i geometria. I - o dziwo - wszystko to znalazłem na kolei! Zapraszam.

poniedziałek, 4 października 2010

Na łatwiznę

Luzaki

Odwieczny mój dylemat: co tu zrobić, żeby się nie narobić a było zrobione? Jak się ten dylemat ma do fotografii? Ano dość prosto: podobają mi się zdjęcia czarno-białe. Ale takie, które można otrzymać z negatywu czarno-białego. Niestety, w moim odczuciu, technologia cyfrowa jeszcze nie jest w stanie zaoferować takich zdjęć. Czegoś im brakuje. Czego? Sam nie wiem. Może tej magii zaklętej w czarno-białym negatywie, uwalnianej przy pomocy tajemniczych mikstur takich jak wywoływacz, utrwalacz? Po prostu pliki produkowane przez aparaty cyfrowe tego nie mają. I już! Nawet Mike Johnston napisał na swoim blogu, że dzisiaj fotografujący nie stoi przed dylematem "cyfra czy analog" lecz "kolor czy czerń i biel". Bo jeśli kolor to technologia cyfrowa, jeśli zdjęcia czarno-białe to stary, poczciwy analog. I ja się z tym zgadzam.

Golden Retriever - LUDZKA RASA.

I tutaj dochodzimy do dylematu, o którym wspomniałem na początku. Przy wywoływaniu negatywów trzeba się trochę napracować. O robieniu odbitek już nie wspomnę - bo TO jest dopiero robota! Więc jak tu się nie narobić? Oto mój sposób: postanowiłem wypróbować negatyw Kodak BW400CN. Jest to negatyw czarno-biały a jego podstawową zaletą jest to, że nie trzeba go samemu wywoływać lecz można zanieść go do laboratorium i tam zostanie wywołany w procesie C-41 (czyli tak samo jak film kolorowy). Później wystarczy negatyw zeskanować (a skanuje się go łatwo i przyjemnie) i już mamy zdjęcie w komputerze. Proste? Proste! Ale jak zwykle jest jakiś haczyk. Ten film prawie nie ma ziarna! A ja lubię ziarno! Kontrasty są fajne, rozpiętość tonalna też. Ale nie ma ziarna.

Kodak BW400CN w akcji - wszystko super, tylko gdzie jest ziarno.

Wszystkie zamieszczone dzisiaj zdjęcia są zrobione na tym właśnie negatywie. Każdy może sam ocenić czy mu się podoba czy nie.

sobota, 2 października 2010

Skansen w Sanoku


No i w końcu udało mi się dotrzeć do skansenu w Sanoku. Tyle razy byłem w tym mieście ale nigdy nie było okazji by wstąpić do tak zachwalanego obiektu. Wczoraj jednak, w przerwie między sprawami służbowymi a prywatnymi, znalazłem czas by zwiedzić skansen. Na dodatek - dzięki uprzejmości Piotrka (wielkie "JOŁ" Piotruś dla Ciebie :-) - miałem pierwszy raz okazję pofotografować hybrydą (czy, jak niektórzy mówią, "bezlusterkowcem") Sony NEX 5. No i moje wnioski są następujące:
- jest lekki i niezbyt dużych rozmiarów,
- obsługa jest całkiem przyjemna a będzie jeszcze przyjemniejsza kiedy Sony zaktualizuje oprogramowanie (a podobno zrobi to niebawem) i wyciągnie niektóre przydatne funkcje "na wierzch" (np. zmianę czułości, balansu bieli, itp),
- wystarczająco szybko (w dalszej części opiszę co rozumiem pod tym pojęciem) reaguje na działania fotografującego.


Szczerze mówiąc to - jeśli hybrydy będą rozwijać się nadal w takim tempie - to nie wróżę przyszłości tanim, amatorskim lustrzankom. A właściwie to nie widzę sensu by je kupować. Do tej pory obecność tanich lustrzanek była uzasadniona: miały większą matrycę niż najbardziej nawet zaawansowane kompakty (a co za tym idzie dawały możliwości niedostępne dla użytkowników kompaktów), miały wymienne obiektywy, były szybsze w działaniu (a dokładniej rzecz biorąc szybciej reagowały na to co chciał zrobić fotografujący).


Teraz to się zmieniło: Sony NEX 5 ma matrycę APS-C - czyli dokładnie takiej samej wielkości jak wszystkie lustrzanki (oczywiście nie licząc tych pełnoklatkowych - ale to na razie jest sprzęt z innej bajki). NEX 5 ma wymienne obiektywy - co prawda nie ma jeszcze zbyt wielu dostępnych do niego obiektywów ze stajni SONY ale to się wkrótce zmieni (nie mówiąc już o tym, że do NEXa można przez przejściówki podpiąć szkła innych producentów). No i na końcu: NEX 5 jest wystarczająco szybki jak na aparat do codziennych zdjęć, na spacerze, w górach, itp. Nie jest to aparat reporterski - to jasne. Ale szczerze mówiąc to lustrzanki dostępne za cenę "Soniaka" też nie są.
I co ważne: wszystkie te "lustrzankowe" parametry zamknięte zostały w obudowie znacznie mniejszej i lżejszej od lustrzanek! Dla tych, co podobnie jak ja, mają na bakier z kręgosłupem to spora zaleta!



A teraz jeśli chodzi o to, co najważniejsze: zdjęcia. Mnie się podobają. Te, które oglądacie to "surowe" JPG-i prosto z aparatu (jedynie zmniejszone i - jak to po zmniejszeniu - lekko wyostrzone). Aparat ustawiłem w tryb manualny, ręcznie ustawiałem też czułość, balans bieli. Dobierając ekspozycję kierowałem się głównie histogramem, który można sobie wyświetlić na ekranie a który cały czas działa "dynamicznie" (bardzo przydatna rzecz).



Inna fajna funkcja to fotografowanie w trybie HDR. Wczorajsza aura była wyjątkowo niesprzyjająca do fotgrafowania obiektów zbudowanych głównie z ciemnego drewna lub czarnej stali. Jednak z włączoną funkcją HDR aparat radził sobie nieźle z tymi warunkami. Co prawda zdjęcia lekko traciły na kontraście (co zrozumiałe) ale w tym przypadku niewielka korekta podczas obróbki wystarczała w zupełności. I tu muszę lojalnie wszystkich ostrzec: funkcja HDR w hybrydzie Sony UZALEŻNIA. Jak raz zobaczysz, że działa dobrze to będziesz jej używać namiętnie.
Poniżej zdjęcia zrobione właśnie z użyciem trybu HDR.




No i oczywiście nie może zabraknąć kilku słów o samym skansenie. Obiekt jest z pewnością urokliwy - choć w chwili obecnej przypomina spory plac budowy. No ale ta budowa ma na celu zwiększenie atrakcyjności i wartości skansenu więc należy się z tego cieszyć. Właściwie moje zwiedzanie było dość pobieżne i chyba nawet bardziej nastawione na fotografowanie niż zgłębianie wiedzy o dawnych mieszkańcach naszych terenów. Ale i tak zajęło mi to dobre 1,5 godz. Największe wrażenie zrobiła na mnie część skansenu poświęcona przemysłowi naftowemu. No i oczywiście cerkiewki! Ale to chyba nie jest zaskoczeniem dla kogoś kto od czasu do czasu zagląda na tego bloga...

sobota, 25 września 2010

Och, Ach i Ehhh

Właściwie to nigdy nie pisałem na tym blogu o technicznych nowinkach w świecie fotografii. Ale spece z Fuji sprawili, że nie mogę przejść obok ich nowego "dziecka" obojętnie. Zdjęcie pochodzi ze strony www.optyczne.pl - tam też znajdziecie krótki opis X100 i informację prasową producenta.

Och.... to co Fuji pokazało na targach Photokina to prawdziwe cudeńko. Kompaktowy aparat cyfrowy, swoją stylistyką nawiązujący do pięknych, klasycznych dalmierzowców. Obudowa ze stopu magnezu, pokrętła z metalu? To nowość w kompaktach cyfrowych! No a dzięki pokrętłom można sprawdzić podstawowe ustawienia aparatu bez uruchamiania go (koniec z częstym "grzebaniem" w menu). Fuji X100 posiada jasny (f/2) obiektyw o ogniskowej odpowiadającej 35mm. Niektórzy narzekają, że optyka jest niewymienna. Ale nie ja! Wreszcie koniec z dylematem, który obiektyw podpiąć, który wziąć ze sobą na spacer a który zostawić w domu. To co mi się podoba to fakt, że obiektyw jest niewielkich rozmiarów, nie chowa się w aparacie gdy ten jest wyłączony (co skraca czas "startu" aparatu), posiada pierścień przysłon i wbudowany filtr ND (dzięki któremu można używać dużych otworów przysłony przy bardzo jasnych warunkach oświetleniowych).

Ach.... i te parametry. Matryca CMOS APS-C (czyli całkiem spora jak na niewielki kompakt), czułość do ISO6400 (z możliwością "rozszerzenia" do 12800), migawka do 1/4000 sek. Nie będę tu wspominał o "szybkostrzelności" aparatu, kręceniu filmów, itp. Dla mnie - w tego typu aparacie - te rzeczy nie mają znaczenia. Wg mnie jest to typowy, spacerowy aparat, idealny do fotografii ulicznej. Niewielki, dyskretny i .... PIĘKNY.


Bardzo sympatyczna prezentacja nowego aparatu - zachęcam do oglądnięcia.

X100 ma się pojawić w sprzedaży na początku 2011 roku i jego przewidywana cena to ... ok 1300-1500USD. Jedyna nadzieja, że aparat okaże się jakimś totalnie nieudanym modelem, na którego użytkownicy będą "psioczyć". Bo inaczej będę musiał go mieć a naprawdę nie wem za co kupię. Ehhh....

poniedziałek, 20 września 2010

Na smutno

Ostatnie dni (a właściwie dwa ostatnie tygodnie) nieszczególnie nastrajają mnie do pisania i fotografowania. Udział w dwóch pogrzebach każdego może zniechęcić.
Kiedy umiera osoba w podeszłym wieku, to czujesz smutek ale godzisz się z tym, gdzieś podświadomie wiesz, że taka jest kolej rzeczy. Kiedy jednak masz 36 lat i odprowadzasz na ostatni spoczynek kogoś w swoim wieku - zaczynasz dużo myśleć. Sporo pytań krąży po głowie. Następuje taki rodzaj zamyślenia, z którego - pomimo wykonywania jak gdyby nigdy-nic codziennych czynności - trudno jest się wyrwać.
Sebastian jest już po drugiej stronie - mam nadzieję, że po tej lepszej. A tutaj pozostaje tyle pytań bez odpowiedzi...

niedziela, 5 września 2010

Analogowo

Miało być takie fajne, trochę industrialne zdjęcie - ale samolot nie chciał współpracować. A gdyby leciał niżej lub chociaż skręcił to byłby dużo lepiej widoczny...

W końcu się zmobilizowałem i wywołałem dwa negatywy, które czekały na to już .... długo. Wystarczy wspomnieć, że na jednym z nich jest widoczna choinka z rzeszowskiego rynku. Tak jakoś wyszło, że nie miałem natchnienia by zrobić to wcześniej. Ale jak to mówią: lepiej późno niż wcale. Zdjęcia nie są jakieś rewelacyjne - trochę szwędaczki po ulicach Rzeszowa, trochę fotek zrobionych koło domu.

Gołębie też niechętnie współpracują - mogły się jakoś bardziej wyeksponować. A może to wina fotografa? Nieeee...

Z informacji nieco bardziej technicznych: obydwa negatywy to Kodak Tri-X, wywołany w Microphenie. Jeden z nich został zrobiony aparatem Leica M3, drugi Nikonem FE.







środa, 1 września 2010

Z głową w chmurach

Miało być słoneczko, błękitne niebo i nieliczne chmurki - były tylko chmurki za to w ilościach hurtowych.

W ostatni łikend sierpnia tak się śjakoś złożyło, że znalazłem się w Bieszczadzie. Jak i dlaczego to opowieść równie długa co ciekawa ale do opowiadania tylko w wąskim gronie. Grunt, że nadarzyła się okazja żeby pofotografować na Połoninie Wetlińskiej. Ponieważ do tej pory zawsze docierałem tylko do Chatki Puchatka, ucieszył mnie fakt, że tym razem będzie okazja ruszyć grzbietem w stronę Smerka (qrcze, tak to się odmienia?). Jednak - a jakże by inaczej - pogoda postanowiła, że nie będzie lekko. Pominę już fakt 45-cio minutowego schodzenia w ulewnym deszczu i przy akompaniamencie grzmotów. Jednak to, że prawie całą drogę łaziliśmy w chmurach a widoczność nie przekraczała 50m - to już jest złośliwość losu w najokrutniejszym wydaniu!
Na szczęście (i na pocieszenie) pogoda kilka razy sprawdzała moją czujność (i gotowość aparatu) i czasem mieliśmy kilkusekundowe, landszaftowe seanse.

Nie trudno było stracić kolegów z oczu - wystarczyło na chwilę przystanąć robiąc zdjęcia.

Tak "nasłonecznionych" chwil było naprawdę niewiele.

Jedna z ostatnich takich chwil - 5 minut później już lało jak ...

Na każdej wycieczce najważniejsze jest dobre towarzystwo.