niedziela, 21 lutego 2010

Biednemu zawsze wiatr w oczy

Tu miało znaleźć się nowe zdjęcie. Niestety, musiałem wstawić stare. Czemu? Przeczytaj...

Biednemu? Głupiemu? Czy może pechowemu? Trudno wywnioskować. Może wszysto po trosze. Ale po kolei. Wczoraj - jak pisałem w poprzednim poście - miałem silne postanowienie (poparte natchnieniem) wejść do ciemni i wywołać dwa filmy naświetlone w połowie minionego roku. Jak postanowiłem tak zrobiłem! Wydawało mi się, że na wywołanie czekają dwa Ilfordy PAN 400, w szufladzie spoczywał nie nadpoczęty Microphen - wszystko zdawało się być pod kontrolą. Jednak - ponieważ okazało się, że mam dwa różne filmy (Ilford PAN i Kodak Tri-X) - zostawiłem Microphen w spokoju i sięgnąłem po D-76 by zastosować wywołanie wyrównawcze (opisane w tym poście). Świeży to on na pewno nie był - nie ma się co oszukiwać! Ale był sprawdzony bo całkiem niedawno (październik był niedawno, prawda?) używałem go i działał bez zarzutu.
Tak czy siak - sprawdziłem D-76 wizualnie i "na węch". Wywoływacz był przezroczysty (a starzejąc się robi się brązowy) i pachniał jak należy. Przystąpiłem więc do roboty. 55 minut wywoływania minęło jak z bicza strzelił, płukanko i utrwalanie. Pierwszy raz serducho zapikało szybciej kiedy wylewałem utrwalacz - miał kolor buraczkowy. Ale uznałem, że może to być wina jednego z filmów - PAN 400 zawsze zabarwiał chemię, choć nigdy w takim stopniu.
Jednak po zakończeniu płukania i otwarciu koreksu chciało mi się płakać. Obydwa filmy były czyściutkie! Ani śladu naświetlania. Nic! Nawet naświetlonych przez producenta numerów klatek na perforacji.
No i teraz jest kilka teorii:
- filmy były nienaświetlone - ta teoria upada szybciej niż powstaje bo po wywołaniu byłyby informacje na perforacji,
- z powodu zbyt wysokiej temperatury którejś z kąpieli emulsja filmu spłynęła - to mogłoby tłumaczyć kolor utrwalacza ale akurat temperatury pilnowałem dość solidnie, a mój termometr Patersona jest naprawdę dokładny,
- stary wywoływacz nie zadziałał - chyba najbardziej prawdopodobna teoria, niestety,
- inny powód, który nie przychodzi mi do głowy albo "kumulacja" różnych - wymienionych wcześniej i nie - przyczyn.

Co by nie było - żal utraconych zdjęć. Może dobrze, że nawet nie pamiętam co na nich było bo jeszcze bardziej byłoby mi szkoda. Ale oto nauczka na przyszłość: trzeba minimalizować szanse na to, że coś pójdzie nie tak. Miejsce starej chemii jest w kanale .... eeeyyy to znaczy w firmie utylizującej odpady.

Jeszcze jedno mnie smuci. Miałem naprawdę dobre chęci by pobawić się w fotografię analogową, długo szukałem zachęty do tego. Kilka (a nawet jedno) dobre ujęcie na którymś z tych dwóch filmów tylko by mnie bardziej nakręciło. A tak? Eeehhhh ...... wiatr w oczy ...

Brak komentarzy: