
No i ostatnimi czasy moja ciemnia przeżywa renesans. Może jeszcze nie w pełnym wymiarze - na razie koncentruję się na wywoływaniu filmów i ich skanowaniu. Ale i na odbitki przyjdzie wkrótce czas. Tak myślę. Najbardziej cieszy mnie fakt, że moja Leica znowu ma co robić.

A tak przy okazji teamtyki zamieszczonych dzisiaj zdjęć nasunęła mi się pewna refleksja. Już dawno doszedłem do wniosku, że teorie mówiące o tym, że fotografia ma nieść jakiś przekaz, że ma uzewnętrzniać wnętrze (nie mylić z wnętrznościami) artysty - to wszystko jakaś totalna bzdura. Oczywiście nie mówię o innych fotografujących - tylko o sobie. Dla mnie fotografia to przede wszystkim rejestrowanie otaczającej nas rzeczywistości. Zamrażanie ulotnego fragmentu czasu na czas dłuższy - czas życia zdjęcia (czy to odbitki czy pliku cyfrowego).

Dlatego śmieszy mnie (a czasem złości) gdy niektórzy znajomi mówią, że "
Maciek robi zdjęcia artystyczne". Chyba nie potrafiłbym podać definicji
zdjęcia artystycznego ale moje zdjęcia z pewnością artystyczne nie są i - w swoim założeniu - nie mają takie być. Jest taki album Annie Leibovitz, ("
A Photographer’s Life 1990-2005") w którym jest wiele zdjęć baaardzo osobistych (wg mnie niektóre są zbyt osobiste) ale większość z nich jest taka .... zwykła. Jak to stwierdził mój serdeczny kolega (pozdrawiam Cię Lesiu): ma się wrażenie, że Leibovitz nawet w wannie miała ze sobą aparat. Ja na razie jeszcze aż tak daleko nie "wdepnąłem" w fotografię ale chciałbym aby tak właśnie powstawały moje zdjęcia. Dlatego karmię Was, moi nieliczni czytelnicy, zwykłymi zdjęciami kotków, dzieci, cerkiewiek itepe. Bo to właśnie jest rejestrowanie "mojej rzeczywistości".
I inaczej nie będzie ... chyba.


No i na koniec, żeby było jeszcze mniej artystycznie, podam parę danych technicznych zamieszczonych powyżej fotek: zostały zrobione prawie-pół-wiecznym dalmierzowcem, na filmie Kodak Tri-X wywołanym w D-76 (55 min) i skanowanym naszym tanim, poczciwym Epsonem.